poniedziałek, 26 stycznia 2015

Początek dorosłości

Jednym z problemów, na który napotykamy przed "dwudziestką" jest przejście od bycia nastolatkiem do stania się dorosłym. Okres zmiany może trwać nawet kilka lat. Dobrze wiedzieć co się będzie z nami działo.



Według Havighurst'a na okres wczesnej dorosłości (18-35 lat) przypadają następujące zadania rozwojowe:

Wybór małżonka/i.
Uczenie się współżycia z małżonką/iem.
Założenie rodziny.
Wychowywanie dzieci.
Prowadzenie domu.
Rozpoczęcie pracy zawodowej.
Przyjmowanie odpowiedzialności obywatelskiej.
Znalezienie pokrewnej grupy społecznej.

Havighurst stworzył swoją koncepcję na początku lat 70tych poprzedniego stulecia i obecnie wchodzenie w rolę dorosłego oraz mierzenie się z nowymi obowiązkami następuje później. Na "zachodzie" młodzi ludzie zawierają związki małżeńskie w okolicach 30 roku życia, a dzieci pojawiają się jeszcze później.
Okres w życiu pomiędzy ukończeniem szkoły, a dorosłością w pełnym tego słowa znaczeniu został nazwany "wyłaniającą się dorosłością" (ang. emerging adulthood). Młode osoby są w tym czasie są niezależne od ról społecznych i związanych z nimi norm obyczajowych. Mają oni czas na eksperymentowanie, sprawdzanie różnych opcji, zastanawianie się nad przyszłością. Tej fazie rozwoju towarzyszy często chaos i niezdecydowanie. 
Przez brak "rytuałów przejścia" i narzuconych z góry ról młodzi ludzie czują się zagubieni, nie do końca wiedzą co zrobić ze swoim życiem. W tym czasie człowiek mając prawie nieograniczone możliwości, podejmuje najwięcej znaczących decyzji.

W podręcznikach czy artykułach naukowych można znaleźć wiele informacji o tym jak wyglądają fazy rozwoju. Chciałam się z wami podzielić moją wizją "stawania się dorosłym". Sama ciągle się zmieniam, ale już na tym etapie mogę wyciągnąć kilka wniosków. 

Jak w praktyce wygląda początek dorosłości?

Łatwo powiedzieć "jestem już dorosły/a" trudniej to pokazać. Zachowanie i  myślenie dorosłych znacznie różni się od działań i rozumowania nastolatków. Według mnie największą zmianą jest umiejętność przyjęcia perspektywy drugiej osoby. To bardzo trudne! Ja choć już dawno nie jestem
w liceum czasami mam problemy, żeby postawić się na czyimś miejscu. 

Dorosłość wiąże się ze zmianą myślenia "ja, ja, ja" a "my, nas". Chodzi mi o to, że kiedy dorastamy często wydaje się nam, że jesteśmy w centrum wszechświata i, że to właśnie ten wszechświat powinien się do nas dopasować. Kiedy jesteśmy starsi zaczynamy dostrzegać, że jednak szybciej, łatwiej, wygodniej, jest zmienić własne zachowanie czy podejście.

Pożegnanie się z nastoletniością to również stanie się bardziej niezależnym i samodzielnym. Często zakończeniu liceum (czy innej szkoły) towarzyszy wyprowadzka z domu. Bardzo polecam spakowanie plecaka i wyjazd do innego miasta. Ja wyjechałam na studia i bardzo szybko wróciłam do mamusi. Dorosłość mnie przerosła. Drugie podejście zakończyło się sukcesem, poradziłam sobie
z wielką zmianą. Zaskoczyła mnie jednak liczba rzeczy, z którymi musiałam sobie nagle poradzić. Musiałam pamiętać o zakupach, praniu, sprzątaniu i innych zupełnie zwyczajnych rzeczach. Dla mnie to właśnie był początek dorosłości. Radzenie sobie samej.

Co może zrobić licealista, żeby stać się "bardziej" dorosłym?

1. Przyjmij odpowiedzialność. 

Podejmuj decyzje. Myśl o konsekwencjach. Planuj. Kiedy mamy bezpieczne schronienie w postaci domu rodzinnego dobrze jest tak poeksperymentować.

2. Wyznacz sobie obowiązki.

Do tej pory prawdopodobnie rodzice wyznaczali Ci obowiązki - sprzątanie, uczenie się itd. Dorosłość z kolei wiąże się z dobrowolnym przyjęciem pewnych zobowiązań.

3. Szanuj drugiego człowieka.

Jest to trudne zadanie, ale warto jak najszybciej nauczyć się brać pod uwagę otaczających nas ludzi. Można zacząć od rodziców, przyjaciół, nauczycieli. Oni też mają problemy, uczucia czy marzenia. 


O stawaniu się dorosłym można napisać o wiele więcej. Jestem pewna, że kiedyś wrócę do tego tematu.



czwartek, 22 stycznia 2015

Jak się uczyć?

Często wyszukiwaną w przeglądarce frazą jest "jak się uczyć?" (słówek, matematyki, do matury, i tak dalej, i tak dalej). Czy faktycznie tak wiele osób nie wie jak to robić? Oczywiście!
Techniki uczenia się przekazywane nam w szkole nie są zbyt efektywne. O których technikach mówię? O zakreślaniu, powtórnym czytaniu, czy nawet robieniu notatek. Choć ta ostatnia technika stosowana umiejętnie może być całkiem pomocna. Szkoda, że większość ludzi nie wie jak notować (ja sama dopiero się uczę).

Styczeń jest miesiącem, w którym spora grupa młodych ludzi "czuje nóż na gardle" z powodu nadchodzącej (lub już trwającej) sesji. Początek roku jest również czasem, kiedy maturzyści powoli budzą się z letargu i zaczynają szukać sposobu na przyswojenie dużej ilości informacji.

Wcześniej pisałam już trochę o motywacji do nauki (i nie tylko), a teraz chciałabym napisać kilka słów o otoczeniu sprzyjającym nauce. Bo oprócz tego jak się uczyć ważne jest również gdzie się uczyć!


1. Zminimalizuj ilość dysktraktorów

Chodzi mi o proste ogarnięcie biurka, posprzątanie pokoju, a jeśli to konieczne można też pomyśleć o wyciszeniu otoczenia (polecam woskowe zatyczki do uszu). Zwłaszcza na początku nauki łatwo jest się rozproszyć, więc od razu lepiej zapobiegać (niż leczyć). Powyżej znajduje się zdjęcie mojego obecnego biurka. Dziele je z moim chłopakiem, przez co codziennie muszę przekopywać się przez niezliczone ilości kabli, karteczek - stanowczo nie jest to otoczenie pomagające w nauce!

2. Idź do czytelni

Czasami (właściwie to często) nie chce mi się sprzątać przed nauką. Wtedy jadę do biblioteki. Owszem, dojazd trochę zajmuje, pogoda zazwyczaj nie zachęca do wychodzenia, ale zawsze takie rozwiązanie się opłaca. W czytelni czuję przypływ motywacji, mam mniejsze problemy ze skupieniem i łatwiej przychodzi mi rezygnacja z przeglądania portali/poczty/fb. Trochę głupio marnować czas kiedy wokół mnie wszyscy dziarsko pracują.

3. Zadbaj o komfort.

Często myśląc tylko o tym jak się uczyć, żeby się nauczyć zapominamy o podstawowych potrzebach. Kiedy burczy nam w brzuchu albo bolą nas plecy po prostu trudniej się skupić. Dobrze jest też wywietrzyć pokój raz na jakiś czas (albo nawet wyjść na spacer).


Opisałam właściwie tylko fragment czynników, które mogą pomóc lub przeszkodzić w nauce. Testujcie różne miejsca, techniki, stany ducha. Na pewno w końcu opracujecie swój własny system.

Pozdrawiam i życzę powodzenia!

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Jak tu się zabrać do działania...

Kilka dni temu rozmawiałam z moją młodszą siostrą, która obecnie jest w drugiej klasie liceum. Często staram się przekazać mi odrobinę mądrości życiowej, ale ostatnio po raz pierwszy to ona poprosiła mnie o radę.
Jej problemem okazała się motywacja do nauki - a raczej jej brak.
W jej wypadku wynika to głównie z obawy przed porażką i lekkim przerażeniem spowodowanym ogromem materiału. Wiele osób ma podobne problemy, więc pomyślałam, że tutaj napiszę co poradziłam mojej licealistce.

Duża ilość materiału

Kiedy czeka nas jakieś duże i trudne zadanie ogarnia nas strach. Mamy ściśnięty żołądek, w głowie same czarne myśli i najchętniej ucieklibyśmy gdzie pieprz rośnie. I zazwyczaj uciekamy, a raczej odwlekamy zabranie się za czekające nas zadanie.
Nie, to nie z lenistwa! Robimy tak dlatego, żeby przez jakiś czas poczuć się dobrze. Działanie samozachowawcze - bronimy się przed nieprzyjemnymi i bolesnymi emocjami.

Rozwiązaniem w takiej sytuacji jest podzielenia dużego zadania na małe części. Na przykład jeśli planujemy naukę na sprawdzian z biologii możemy ją podzielić na takie elementy: przygotowanie biurka do pracy, zebranie wszystkich materiałów w jednym miejscu, przeczytanie jednego rozdziału, powtórka i tak dalej.
Kiedy już mamy takie małe cząstki nauka, a raczej zmotywowanie się do niej powinno nam przyjść dużo łatwiej.

Ważne jest też wzięcie odpowiedzialności – zamiast mówić „muszę” można powiedzieć „mogę”. „Postanawiam, że dziś nauczę się jak przebiega fotosynteza”, „postanawiam, że dziś zrobię powtórkę, ale tylko jednego rozdziału”.
I do dzieła!

Strach przed porażką

Podejmowanie działania wiąże się z ryzykiem - możemy ponieść porażkę. Kiedy podchodzimy do egzaminu możemy go nie zdać. Jak zamierzamy wziąć udział w biegu ulicznym może się zdarzyć, że go nie ukończymy. Nawet z porannym wstaniem z łóżka jest ryzykowne!

Jednak jeśli pomyślimy, że dane działanie, konkretna dziedzina, w której coś zamierzamy zrobić jest tylko fragmentem naszej osoby łatwiej nam będzie przyjąć przegraną.
Warto zbudować wiele filarów, na których będzie się opierała nasza samoocena – rodzinna, pasja, sport, praca, nauka. Wtedy negatywne uczucia spowodowane niepowodzeniem w jednym z obszarów zostanie zamortyzowane przez pozostałe (w których radzimy sobie nieźle).

Czasami w przezwyciężeniu strachu przed porażką pomaga wyobrażenie sobie co najgorszego może się stać. Jeśli nie zdam egzaminu na prawo jazdy będę musiał podejść do niego ponownie. Kiedy egzamin maturalny nie pójdzie mi tak jak chciałem mogę go potworzyć (wiele osób tak robi). Wszystko jest do przeżycia. I prawdą jest stare powiedzenie – „Co nas nie zabije to nas wzmocni”.


Mam nadzieję, że uda Was się wprowadzić moje zalecenia w życie.
Pamiętajcie, że można je zastosować w każdej dziedzinie - nauka była tylko przykładem.

Powodzenia! 
tekst alternatywny